Wspólne kolędowanie - czasem radości

Motyw przedświątecznych wydawnictw znany jest każdemu. Na przykład co roku wypatrujemy nowych wydań bożonarodzeniowych utworów, podświadomie licząc na ocieplenie atmosfery i zręczne przejście w podniosły, refleksyjny nastrój. Niestety, nie wystarczy „pstryknąć palcami”, by przywołać głęboką, niekłamaną nostalgię i sprzyjającą jej zadumę. W codziennym pośpiechu i okołobożonarodzeniowym chaosie możemy łatwo paść ofiarą żarłocznego, bezwzględnego konsumpcjonizmu. Czy istnieje wówczas choć cień szansy na to, by przeżywać święta w sposób autentyczny – właściwy sercu i tradycji?

Kolędy i pastorałki towarzyszą mi od najmłodszych lat. Jestem wdzięczna rodzicom za to, że zakorzenili we mnie tradycję rodzinnego kolędowania przy świątecznym stole. Teraz ja przekazuję ją swojemu dziecku. Mam nadzieję, że ten zwyczaj będzie podtrzymywany w mojej rodzinie przez następne pokolenia, bowiem nic tak nie zbliża i nie poprawia humoru, jak wspólny śpiew przy wigilijnym stole. Pozwolę sobie dodać, iż nic nie nastraja tak pozytywnie, jak kolędy i pastorałki pozbawione trącącej duchowym fałszem nuty komercjalizmu.

Mentalnie wymagająca, choć nieprzesadnie patetyczna (bardziej sentymentalna niż cukierkowo ckliwa) odważyłam się sięgnąć po płytę zespołu Sine Nomine, Wspólne kolędowanie. I nie żałuję. Uważam, że był to wybór trafiony w dziesiątkę! Już na samym początku zaskoczył mnie dobór znajdujących się na płycie utworów. Te tradycyjne, utrzymane w religijnej konwencji (Wśród nocnej ciszy czy Jezus malusieńki) przeplatają się z pieśniami nawiązującymi do folkloru (W cudną noc grudniową, Teraz was żegnamy). Znane i mniej znane, z melancholią, podniosłością, a nawet ludowym przytupem, rozkładają przed słuchaczem szeroki wachlarz emocji: z jednej strony budzą skrywane w sercu tęsknoty, wzruszają, przywołują wspomnienia, z drugiej zaś – dodają skrzydeł, napawając optymizmem i pozytywną energią, które z kolei pozwalają spojrzeć na ten jakże trudny dzisiaj świat przez różowe okulary. Do tego istna wisienka na torcie – idący w parze z muzyką, świetnie przemyślany film, który półżartem, półserio, z wysublimowaną nostalgią, dodaje otuchy, wybijając z duchowej stagnacji nadzieję i wiarę w lepsze jutro.

Reasumując, Sine Nomine, Wspólne kolędowanie to płyta niebanalna i wyjątkowa – prawdziwa uczta dla oka, ucha, serca i ducha!

W odniesieniu do standardowych wydawnictw świątecznych, Wspólne kolędowanie – na pierwszy rzut oka i ucha – uderza swoją osadzoną w niecce tradycjonalizmu oryginalnością. Zabrzmiało nieco paradoksalnie, ale niewątpliwie jest to idealna propozycja dla wszystkich tych, którzy stronią od bożonarodzeniowych utworów albo ze względu na ich „płaską” powtarzalność, albo „wyuzdaną nutowo” muzyczną deformację. W przypadku Wspólnego kolędowania mamy bowiem do czynienia z modelowym „złotym środkiem”, łączącym klasykę z duchem współczesności (przy zachowaniu wszelkich kanonów muzycznych – zarówno instrumentalnych, jak i wokalnych). Na szczególną uwagę zasługują nietuzinkowe, przyjemne dla ucha aranżacje, które dzięki kunsztowi Pawła Piotrowskiego (akordeon, fisharmonia), Marka Turchana (kontrabas) i Bogdana Ziółkowskiego (gitara, ustna harmonijka) wspaniale brzmią z czystym, mocnym męskim wokalem, uzupełnionym łagodnym, pełnym wdzięku kobiecym głosem (Katarzyna Dziedzic, Agnieszka Kurowska, Małgorzata Śliwa).

Wspominałam wcześniej o pośpiechu i chaosie, o tym że nie wystarczy „pstryknąć palcami”, by przygotować się do świąt. Przy Sine Nomine nie ma tego problemu. Przedświąteczne porządki, kulinarne wyczyny, szaleńcza pogoń za prezentami (i oczywiście związane z tym wszystkim wpadki) – czyli cała zwariowana, nerwowa (żeby nie powiedzieć histeryczna!) otoczka schodzi na dalszy plan przy cudnych dźwiękach krakowsko-wielickich pieśni. Zatem możemy spokojnie skupić się na duchowym aspekcie przeżywania Bożego Narodzenia.

Wspólne kolędowanie nie tylko wywołuje uśmiech w sercu i na twarzy, ale przede wszystkim pozwala zatrzymać się na chwilę i głęboko zastanowić nad tym, co w oczekiwaniu na ponowne przyjście Chrystusa powinno być dla nas najważniejsze.