MAŁA, DUŻA KSIĄŻKA



Wygląda niepozornie. Ot cieniutka książeczka, porcja zdjęć, porcja tekstu. Wydawałoby się, że niewiele, a jednak ile w tym się kryje treści!

Ludzkie dążenie do czegoś ponad tylko egzystencję. Pragnienia pierwotnych ludów, żeby tworzyć, tak sztukę, jak i wszystko, co ich otacza – zarówno fizycznie, jak i ustnie jedynie bądź a odczuciach ich. Jeden tylko aborygen zabiera nas w głąb wierzeń własnego ludu, ich historii, sztuki i wszystkiego, co dla Aborygenów ważne. Billy Stockman Tjapaltjarri urodził się w roku 1928 i wkrótce potem stał się niemalże ofiarą białego człowieka. Aborygeni zabili jednego z białych ludzi za wykorzystywanie ich kobiet, biali ludzie w odwecie wymordowali całe ich okoliczne plemię. A właściwie prawie całe – przeżyło kilka ledwie osób, w tym malutki Billy. Billy, który staje się naszym przewodnikiem po kulturze własnego ludu i pryzmatem, przez który poznajemy jego świat. Nie ocenia się książki po okładce. I po grubości także nie powinno. Czasem coś tak niewielkiego, jak ta pozycja zawierać może o wiele więcej, niż wskazuje na to pierwsze wrażenie. Niż wskazuje cokolwiek. Jak niewiele trzeba słów by przekazać multum treści pokazuje ta publikacja. Poza wymienionymi rzeczami, znalazło się tu jeszcze miejsce a ciekawostki, a nawet na twórczość poetycką Billy’ego. Połączenie tego wszystkiego okazuje się nie tylko ciekawe i skłaniające do przemyśleń, ale także bardzo emocjonalne. Zdjęcia, którymi zilustrowano „Aborygena…” przedstawiają nie tylko głównego bohatera tej pozostającej na granicy biografii i opracowania historycznego pozycji i twórczość jego i jego przodków, ale też i twórczość innych, współczesnych artystów tego regionu, a także ciekawe miejsca i piękne widoki. Dodawać chyba już nic nie trzeba, ani tez przekonywać do sięgnięcia po „Niezwykła historię…”. Ja ze swej strony polecam ją Waszej uwadze.